piątek, 15 sierpnia 2014

III - feel real.

Casting do programu wyglądał dokładnie tak samo. Czekałam wiele godzin w niewygodnych butach, musiałam podpisać miliony formularzy, pouśmiechać się do milionów aparatów i kamer, poudawać, że marzyłam o tym od dziecka, posłać kilka nienawistnych spojrzeń w stronę konkurentek, przejść się po wybiegu, posłuchać wynurzeń na temat wielkości mojego tyłka, rozebrać się i przebrać w strój kąpielowy, wciąż się uśmiechać, udawać, że umiem chodzić po wybiegu… bla, bla, bla.
Różnica polegała na tym, że kamery były wszędzie, Max zaczepiał nas za kulisami, a jury było jeszcze bardziej krwiożercze i pozbawione empatii. Składało się z:
- irlandzkiego projektanta, o którym ukradkiem mówiło się, że przyszedł do tego programu, bo opuściła go wena.
- topmodelki imieniem Megan, która tak naprawdę nazywała się Judy, ale to było mało komercyjne imię, i która zasłynęła tylko dlatego, że nagle została muzą włoskiego projektanta, rozmiłowanego w jej kościach biodrowych.
- z brytyjskiej, początkującej, ale dobrze zapowiadającej się projektantki, która wygrała dwa razy z rzędu Fashion Weeka, raz jako mężczyzna, raz jako kobieta.
-  z fotografa australijskiej narodowości, który zjeździł cały świat w poszukiwaniu najpiękniejszych kobiet, ubierając je w najpiękniejsze stroje i robiąc im najpiękniejsze zdjęcia, docenianie przez wydawców magazynów „Vogue”, „Elle”, „Glamur”, „Harper’s Bazar” i innych takich, bardzo sławnych.
Nasza rozmowa wyglądała mniej-więcej tak:
- Witaj, przedstaw się.
- Nazywam się In…
- Ma za duży tyłek, będzie źle się prezentował w sukienkach.
- Przepraszam, ale ja…
- Jednak w jej twarzy jest coś intrygującego. Dałbym jej szansę przed aparatem.
- Dziękuję, ja…
- Z chodzeniem też jest kiepsko.
- Obawiam się, że nie byłaby w stanie dobrze zaprezentować sukienki.
- Nie zgadzam się, górna partia ciała jest w porządku.
- A nad pupą możemy popracować. Poza tym, niektórzy mężczyźni lubią więcej ciałka.
- Tak, ale my chcemy sprzedać ją projektantowi, nie do jakiegoś domu…
- Nie kończ, nikt z nas nie chce z tego słyszeć.
Doskonale wiedziałam, że rozmawiają o „domie wschodzącego słońca”; pozwólcie, że tak ładnie to nazwę - dlatego postanowiłam nie komentować i dać się im wygadać.
- Dajmy jej spróbować.
- Przebierz się proszę w bikini.
Max praktycznie zerwał ze mnie moje czarne spodnie i białą sportową koszulkę na ramiączkach; wyskoczyłam z botków na obcasie i zamieniłam je, niechętnie, na podsunięte mi cieliste szpilki.
- Noga będzie wyglądała na dłuższą – poinformowano mnie pospiesznie.
- Nie macie magicznych sztuczek na obszerny tyłek? – spytałam z nadzieją, ale nikt nie potraktował mnie poważnie; Max i operator kamery parsknęli śmiechem.
Zaprezentowałam się jury w czerwonym bikini z czarnymi tasiemkami. Sama nie kupiłabym sobie tak odważnego stroju, chociażby ze względu na to,  że na żadne tropikalne wyspy się nie wybierałam, a londyńska aura nie sprzyjała opalaniu przez trzysta sześćdziesiąt cztery dni w roku, jednak sprzedawczyni w sklepie zapewniła mnie, że ten majątek, którego pozbędę się z portfela, będzie jak najbardziej dobrze wydany i powalę wszystkich na kolana.
Powaliłam. Wzięli mnie.

Trzy tygodnie później miałam stawić się na lotnisku, przygotowana na wszystko. Mama zareagowała na to wielkim oburzeniem, wmawiając mi, że w modelingu nie zarabia się uczciwie, więc obiecałam jej, że jeśli mi się nie uda, zajmę się czymś porządnym. Ojciec porozumiewawczo mrugnął do mnie, jednocześnie wkładając do mojej dłoni trójlistną koniczynkę. Spojrzałam na niego, unosząc brew.
- Nie będę udawał, że szukałem czterolistnej – uśmiechnął się nieporadnie – Po prostu chciałem, żebyś miała ze sobą coś z domu. Coś… od nas – zerknął przelotnie na mamę, która kilka kroków dalej rozmawiała przez telefon – Ona cię kocha – zapewnił mnie, jednocześnie ściskając szybko – I wierzy w ciebie, tak samo jak ja.
Tym razem to ja posłałam mu nieporadny uśmiech.
- Dziękuję, tato, że kłamiesz – nie zdążył zaprzeczyć, gdy rzuciłam szybko: - Muszę już iść. Do zobaczenia.
- Jak najpóźniej, mam nadzieję – spojrzał mi głęboko w oczy – Możesz to wygrać, mała.
Prychnęłam krótko, przewracając oczami.
- Tato, ja…
- Nie mów mi, że tego nie chcesz – pokręcił głową, chowając dłonie do kieszeni kurtki – Gdyby ci nie zależało, nie podjęłabyś wyzwania.
Może miał rację... Pewnie miał rację...
Cholera, jasne, że miał rację. Zawsze ma rację. Wmawiałam sobie przez tyle czasu, że modelką nie zostanę i nigdy nie będę, a tak naprawdę odchudzałam się jak desperatka i ćwiczyłam, starając się zgubić zbędne kilogramy. Nawet kupiłam sobie krem do powiek. KREM DO POWIEK. NIGDY nie miałam kremu do powiek…
To był pierwszy raz, kiedy poczułam, że jeśli naprawdę się postaram, mogę osiągnąć to, co zamierzyłam sobie w przypływie jakiejś dzikiej fantazji. Na przekór wszystkim.

Grecja.
Powitała nas morską bryzą, palącym słońcem i wesołym gwarem turystów. Dla mnie, dziewczyny, która nigdy nie wyjeżdżała poza obręb swojego kraju, była miejscem magicznym. Kamieniste wybrzeże i błękit oceanu zapierały dech, biały piasek przełamany gdzieniegdzie kolorową barwą plażowiczów mówił do mnie najpiękniejszymi słowami. Nad tym wszystkim górowały brukowane dróżki, pnące się po zboczach, a spacerujące po nich osiołki, spoglądały na świat nieufnie. Najpiękniejsze jednak były te niewielkie domki, białe i niebieskie, zupełnie inne niż wielkomiejskie kamienice, zupełnie wyjątkowe i czarujące. I to wszystko tylko jakąś godzinę drogi od lotniska, od gwaru miasta – ta cisza, spokój i nieprzejednane, surowe piękno.
- Zakochałam się – stwierdziłam, wysiadając z podstawionego specjalnie dla nas samochodu, a potem odwróciłam się do Maxa, prowadzącego program i koordynatora naszej wycieczki – Nie możemy zostać tutaj na zawsze?
- Obawiam się – zerknął na mnie znad okularów przeciwsłonecznych – że niestety nie będzie to możliwe. Panie – klasnął kilkakrotnie w dłonie, przywołując nas do porządku. Operatorzy trzech kamer ustawili się na swoich pozycjach. – Jesteśmy w samym środku słonecznej, pięknej zimy i właśnie tutaj – dramatyczna pauza – rozpocznie się wasza przygoda z programem TopModel. Tylko jedna z was ma szansę zdobyć główną nagrodę, a jest nią kontrakt z agencją Max Models, sesja okładkowa w magazynach „Teen Vogue” oraz „Elle”, a także nagroda pieniężna w wysokości trzystu tysięcy dolarów! – Zapiszczałyśmy, zaklaskałyśmy, zrobiłybyśmy wszystko, o co w tej chwili telewizja by nas poprosiła; magia miejsca zaczęła już odurzać nasze logiczne myślenie. – Najpierw jednak musimy się dowiedzieć, która na to wszystko zasługuje. Dlatego, korzystając z tego niesamowitego klimatu i faktu, że każda z was wypoczęta jest po podróży – kilkoro zorientowanych w sarkazmie dziewcząt parsknęło śmiechem – sprawdzimy, której z was niestraszny jest ból, pot i niewygody oraz która ma wystarczającą… krzepę, by poradzić sobie z napiętym harmonogramem życia topmodelki. Wasz hotel znajduje się dziesięć mil stąd. Gdzieś tam – wskazał na stromą górę – na szczycie. Pobiegniecie.

I tak właśnie cała ta dzika zabawa, Ten Genialny Pomysł się potoczył. Zapragnęłam zostać modelką, miałam ku temu jakieś tam predyspozycje, więc wzięłam się do pracy. Dobiegłam do hotelu, przestałam zachwycać się Grecją i zdecydowałam wziąć na klatę, bardzo po męsku, każde zadanie, jakim postanowią nas zaskoczyć twórcy programu.
Dostałam się do dwudziestki szczęściar, które będą miały okazję zamieszkać w Domu Modelek. Zawdzięczam to przede wszystkim sile woli i godzinom, które przez ostatnie tygodnie poświęciłam na trening mojej pupy. Udało mi się jako – tako wyglądać w półprzezroczystym bikini, a moja determinacja wspomogła wyzbycie się wstydu i strachu. Zapozowałam na wpół zanurzona w morzu, które okazało się w okresie zimowym być lodowato zimne, na wpół przytulona do skał, okropnie niewygodnych i niespodziewanie ostrych, zupełnie nieprzychylnych gładkiej, dziewczęcej skórze.
Pierwsze kilka ujęć było porażką, ale z czasem ciało przyzwyczaiło się do chłodu i niewygody; chociaż nie zaczęło się rozluźniać, przynajmniej już nie drżało i pozwalało mi ze sobą współpracować.
- Więcej swobody! – krzyczał do mnie fotograf – Jesteś piękna, ale musisz z nami współpracować. Daj nam chociaż kawałek siebie!
To mi pomogło. Pochwała w otoczce delikatnej krytyki, krótki rozkaz, który należało wypełnić. Rozluźniłam mięśnie twarzy, wygięłam się nienaturalnie, udając pełny luz, uśmiechnęłam się łobuzersko, rozchyliłam nieco usta. Fala zakryła moje łydki, niemal poślizgnęłam się na kamieniu, gdy próbowałam o milimetr wysunąć stopę. Walczyłam i ze sobą, i z żywiołem. Domyślałam się, że to właśnie dlatego tak wyglądało nasze pierwsze zadanie. Dobry, porządny przesiew kandydatek, wykluczający te niezdolne do pracy w trudnych warunkach, te słabe i te, które nie potrafią dobrze grać mimiką twarzy i ciałem.
Pierwszego dnia pozbyli się już dziesiątki dziewcząt.
Kolejne zadanie odbywało się dopiero następnego wieczora. W romantycznej atmosferze, otoczone płomieniami świec i zwojami długiego, lekkiego materiału, zostałyśmy ustawione na niewielkich piedestałach i miałyśmy udawać boginie.
Początkująca projektantka z jury, tym razem jako kobieta, opowiedziała nam krótko, co następuje:
- Modelka jest nie tylko ładną buzią. Modelka jest nie tylko szczupłym ciałem. Topmodelka jest osobą, fascynującą i przyciągającą wzrok. Musi mieć w twarzy zarówno urok, jak i tę magiczną iskrę, którą przyciągnie do siebie tłumy. Musi mieć wnętrze, którego odbicie dostrzec będzie można w każdym jej grymasie, w każdym geście.
Zadanie polegało na naszym groteskowym poruszaniu się wyłącznie na swoim piedestale. Rozmieszczone na ogromnym hotelowym tarasie, zostałyśmy zmuszone do prezentowania się wśród mroku nocy, poświaty płomieni, słabej łuny lampionów i morskiej bryzy przed gośćmi zaproszonymi przez program, którzy z kieliszkami szampana w dłoniach, przechadzali się wokół nas, oceniając nasz osobisty seksapil i magnetyzm. A my, trzydziestka chudych dziewcząt w delikatnych sukienkach, drgających zawadiacko przy najdrobniejszym ruchu, z ufryzowanymi włosami i pełnym makijażem, boso, wdzięczyłyśmy się do nich, udając, że wiemy, co robić.
Miałam na sobie długą do ziemi suknię koloru białego, przeszytą srebrzystoszarą nitką, mieniącą się  w odrobinie światła. Paznokcie pomalowano mi dwukrotnie szarym lakierem, na usta nałożono różową pomadkę, a oczy podkreślono eyelinerem zgodnym z odcieniem specyfiku do paznokci. Na szyi zawieszono mi na długim łańcuszku srebrną łzę z prawdziwą perłą, jak mnie zapewniono. Kołysała się swobodnie tuż nad moim pępkiem, przyciągając uwagę do wąskiej tali, w której to moja sukienka ciasno przylegała do ciała. Włosy miałam rozpuszczone, odrzucone na plecy, niedbale skręcone w delikatne spirale, mocno potraktowane lakierem, ułożone trochę w nieładzie, aby całość przedstawiała mnie jako leśną nimfę, dopiero co wybudzoną z pięknego snu.
Czułam się idiotycznie. Ale jednocześnie grałam w tę grę, czerpiąc z tych wszystkich długich, oceniających spojrzeń jakąś dziką satysfakcję. Psułam trochę wizerunek niewinnej, grzecznej dziewczynki krótkimi uśmiechami pełnymi pewności siebie, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać.
Nigdy nie miałam zamiaru się powstrzymywać. Żeby nigdy nie zatracić siebie.

Następnego ranka obudził mnie okropny ból głowy. Podejrzewałam, że mojemu organizmowi niekoniecznie przypadła do gustu nagła zmiana klimatu, jak i długie paradowanie półnago najpierw w lodowatej wodzie, później w lodowatym wietrze. Czując się jak mały wieloryb, już o piątej byłam na nogach, próbując poruszać się po pokoju jak najciszej, by nie obudzić moich dwóch współlokatorek. Zamknęłam się w łazience, modląc się cicho do greckich bóstw, których wizerunki przedstawione były na kafelkach, by zesłały mi zbawienie. Umyłam twarz ciepłą wodą, a potem, uważnie studiując cienie pod oczami i pobladłe policzki, zdecydowałam się zrobić sobie makijaż i podjąć walkę z burzą włosów. Byłam zamknięta z synonimami piękna, więc sama powinnam uchodzić za jeden z takich.
Pół godziny później – ha, piąta trzydzieści, kiedy śniadanie podawano nam o dziewiątej, wciąż była nieprzyzwoicie wczesną porą – wyglądałam całkiem normalnie, chociaż czułam się dalej paskudnie. Nie przewidziałam, że cokolwiek złego może mnie spotkać, dlatego nie zaopatrzyłam się w odpowiednie środki.
Nie było sensu kłaść się ponownie do łóżka, zburzyłabym pół godziny ciężkiej pracy, poza tym byłam pewna, że i tak bym nie zasnęła. Zdejmując z siebie dresowe spodnie i podkoszulek, założyłam krótkie, dżinsowe spodenki, czarne tenisówki i zapięłam pod szyję szarą bluzę z rękawem trzy czwarte. Zerknęła  jeszcze, czy dziewczyny – krótko ścięta, ciemnowłosa Mary Ann i długonoga, przeraźliwie chuda Louise – śpią i wymknęłam się z pokoju, zamykając za sobą drzwi z cichym skrzypnięciem.
Opuściłam hotel, przechodząc cicho przez opustoszały hol i recepcję. Słońce dopiero wstawało, ale postanowiłam przywitać się już z morzem – tak tylko, by pokazać mu, że nie przejmuję się jego ingerencją w moje zdrowie i jakoś sobie z tym poradzę.
Nie zdążyła jeszcze opuścić terenu naszego miejsca pobytu, gdy poczułam, jak czyjaś dłoń ciągnie mnie w drugą stronę.
- Co to za poranne wybiegi?
Nim zdążyłam się odwrócić do uśmiechniętego szeroko Maxa, uszczypnął mnie pouchwale w biodro, aż podskoczyłam lekko.
- Chciałam przywitać się z morzem – wychrypiałam zgodnie z prawdą.
Skrzywił się, słysząc ton mojego głosu.
- Wydaje mi się, że już całkiem dobrze się z nim zapoznałaś.
Wzruszyłam ramionami, zmuszając się do półuśmiechu.
- Brzmię gorzej niż rzeczywiście się czuję – zapewniłam go słabo.
- Jasne, jasne – pokiwał głową z politowaniem i wziął mnie pod rękę – Wschody słońca są rzeczywiście piękne, ale są teraz ważniejsze sprawy – zauważył inteligentnie.
- Jak wygranie programu – westchnęłam, pozwalając mu ciągnąc się ponownie w stronę hotelowej recepcji.
- Chodziło mi akurat o poranną kawę – zaśmiał się, skręcając do części restauracyjnej.
Czuwającego na warcie kelnera nie zdziwiło nasz przybycie; pewnie miewał już wiele tysięcy gości wczesnym rankiem odwiedzające bar czy restaurację w celach wiadomych. Uśmiechnął się do nas profesjonalnie, podprowadził do jednego z dwóch stolików, które pozostawały wiecznie zastawione, a potem zniknął by dostarczyć nam świeżej dawki kofeiny.
Rozejrzałam się podejrzliwie po opustoszałej sali. Rzędy stolików z powykładanymi krzesłami przypominały mi puste wieszaki sklepowe naszej maleńkiej firmy tuż przed otwarciem. Miałam wtedy może jedenaście lat, wyglądałam jak jeden z nich – z wieszaków; byłam wychudła i nienaturalnie długa, bo za szybko wyrosłam. Potykałam się o własne nogi, ba, nawet o palce u stóp. Fakt, z gracją nigdy wiele do czynienia nie miałam. Jakoś nie było ku temu okazji.
Ocknęłam się, gdy kelner postawił przede mną śnieżnobiałą filiżankę intensywnie pachnącą energią i słodyczą. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, a potem zerknęłam na Maxa, siedzącego naprzeciw mnie. Był w sportowej bluzie i krótkich spodenkach, a na nadgarstku dumnie błyszczało mu jakieś nowoczesne urządzenie do pomiaru tętna i innych takich specyfików.
- Biegasz? – zagadnęłam głupio, chowając się szybko za filiżanką.
- Codziennie. Od kilku lat. Dbam o formę – posłał mi uśmiech i wsypał kolejną łyżeczkę cukru. Mieszał cicho, patrząc na mnie z rozbawieniem – Nie jesteś typową Angielką.
- Jestem – odpowiedziałam, odruchowo oblizując wargi.
Parsknął śmiechem nim ja chociażby zdążyłam się zorientować, co tak właściwie zrobiłam. Poczułam się jak idiotka. Ha, ja i te moje nieistniejące maniery.
- Gdybyś była typową Angielką – z grzecznością nie skomentował mojej gafy – piłabyś teraz ze mną herbatę.
- Może jestem po prostu nowoczesna? – zasugerowałam, unosząc brwi.
Dlaczego tu byliśmy? Dlaczego zabrał mnie na kawę o tak wczesnej porze? Dlaczego mu na to pozwoliłam?
- Dlaczego wstajesz tak wcześnie? – zapytałam, nim zdążył przemyśleć moją wcześniejszą uwagę.
- Bo mogę.
„Super. Wydaje mi się, że stworzymy dobry duet rozmówców”, pomyślałam, ale gdy on ponownie parsknął śmiechem, zorientowałam się, że powiedziałam to głośno.
Max spoglądał na świat w taki specyficzny sposób – jakby ten świat zarazem był jego najlepszym przyjacielem, ale i kimś – czymś – co wiecznie oczekuje udowadniania swojej wyższości, przytłumienia, pokazania, kto naprawdę rządzi. Miał wielkie ego, sporo pewności siebie i podobną do mojej nutę sarkazmu, która pozwalała nam dostrajać się na podobne fale radiowe. Kiedy się śmiał, jego chłopięca, dobrze potraktowana kremami twarzyczka dodawała mu czaru i uroku, ale patrząc na jego postawę, na mięśnie rysujące się na ramionach i klatce piersiowej, coś nakazywało zachowywać ostrożność. Na pewno należał do niegrzecznych chłopców lubiących się bawić, ale mógł przy tym być wspaniałym towarzyszem smutnych wieczorów przy akompaniamencie poezji śpiewanej i wina. Ktoś do radosnego okrzyku i do głośnego lamentu. Ktoś do kochania i nienawidzenia. Ktoś do świętego spokoju i dobrej zabawy.

- Lubię cię – powiedział nagle. Podniosłam głowę i pochwyciłam jego czujne spojrzenie - Podobałaś mi się już na castingach. Twój zadzior, jakaś taka leniwa energia – gestykulował w powietrzu, kreśląc niezrozumiałe dla mnie znaki – sarkazm i jednoczesna niewinność, nieśmiałość? Jakieś zagubienie. Jakbyś wcale nie wierzyła w siebie, ale twoje ciało jednocześnie mówiło coś innego, emanowało pewnością.
- Zabawne. Właśnie myślałam podobnie o tobie.
- Ja jestem stanowczo pewny siebie w każdym aspekcie – zapewnił mnie, puszczając oczko.
- Nie o to chodzi – nie poddałam się jego delikatnemu flirtowi – Sprzeczności. Ja: zagubiona i jednocześnie odważna. Ty: pewny siebie, może trochę przesadnie, ale jednocześnie bardzo… delikatny. Przynajmniej takie sprawiasz wrażenie.
Długo milczał. Jego oczy na chwilę zrobiły się mętne, matowe, straciły błysk. Patrzyły na mnie, uważnie śledząc ruchy, a ja udawałam, że tego nie widzę, dopijając kawę, której w filiżance już nie było. Badał mnie – nie wiedziałam tylko pod jakim kątem. Już mnie nie oceniał, ten etap mieliśmy za sobą: ja – przyszła modelka z doświadczeniem poniżej zera i z jeszcze niższymi ambicjami; on - specjalista w trudnym fachu bycia popularnym, ładny chłopak, buntownik i czaruś, zależnie od humoru.
Nie od razu stworzyliśmy duet, ale mieliśmy się ku sobie. Łapaliśmy swoje ironiczne żarty, wymienialiśmy czasem spojrzenia, wyrobiliśmy sobie bezwiednie zestaw gestów, zrozumiały tylko dla nas. Długo mogliśmy bawić się w ten sposób, szczególnie, że jakimś cudem spodobałam się jury programu. Wzięli mnie. Opuszczałam Grecję bez poczucia żalu, a z szerokim uśmiechem na twarzy i postanowieniem, że jeszcze tu wrócę. Obiecałam to sobie ostatniej nocy w hotelu, a głośno powtórzyłam to jeszcze rano na naszej ostatniej wspólnej kawie w hotelowej restauracji, czyniąc tym samym Maxa moim wspólnikiem w zbrodni. 




jeśli ktoś chciałby mnie kiedyś uszczęśliwic, mógłby napisac kropkę w komentarzu. 

11 komentarzy:



  1. Wow.
    Zacznę cytatem numer jeden: " Zakochałam się". Kompletnie. Czar w słowach, tego mi właśnie brakowało. Tekst wciąga, opisy, z reguły na poziomie blogowego pisania nużące i nieskładne - tu dopełniają całości.
    Cytat numer dwa:

    "Fakt, z gracją nigdy wiele do czynienia nie miałam. Jakoś nie było ku temu okazji."
    Lekki, ale tak dopasowany słownie dowcip, że nie mogłam się powstrzymać.

    Oraz cytat numer trzy, który pokazuje jaki potencjał leży w tym tekście i jaki jestem przekonana, że i Ty posiadasz:

    "Nigdy nie miałam zamiaru się powstrzymywać. Żeby nigdy nie zatracić siebie."

    Gratuluję. Właśnie zdobyłaś fankę numer jeden.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. my angel, you can't be real, : o
      zaprzeczyłaś właśnie wszystkim moim obawom, dzięki wielkie jeszcze raz .

      Usuń
  2. Oj, biedna ta Ines ze swoją pupą. Ludzie w modelingu są bezlitośni, przesadnie wrażliwi na punkcie ludzkiego ciała i może to czyni ich tak znienawidzonych przeze mnie. W każdym razie, nasza dziewczynka, jak na modelkę z zerowym doświadczeniem, poradziła sobie... zaskakująco. Widocznie bijąca od niej aura musi aż tak rzucać się w oczy, iż wszyscy zauważyli w niej "to coś", co potrzebne jest w tym fachu. Max... na początku wyobrażałam go sobie jako czterdziestolatka w każdym razie, coś w tym stylu, ale po gifach i rozdziale nr 3 zrozumiałam, że moje wyobrażenie całkowicie odstaje od rzeczywistości ;) Chłopak, który pojawia się od czasu do czasu w obrazkach, wydaje się być uroczym młodzieńcem. Mamy przeczywać wielką przyjaźń między nimi? Co do właśnie tych wszystkich obrazków, które umieszczasz w rozdziałach. Ktoś kiedyś (na początu mojej "kariery" z pisaniem blogów)napisał mi, żeby nie przesadzała z gifami i wtedy, rzeczywiście stwierdziłam, że to może lekka przesada. Myślę, że czytelnicy poradzą sobie bez np. pubikowania "falgi Grecji" i tego typu rzeczy. To nie jest złośliwa uwaga!! Pamiętaj! Po prostu, trochę wygląda to tak, jakbyś nie radziła sobie z opisami, więc dla pewności dodawała po kilka zdjęć. A to jest nieprawda! Radzisz sobie świetnie z prezentacją bohaterów, opisami itp., dlatego, polecam wybranie maksymalnie dwóch rzeczy na rozdział, jeśli jest taka potrzeba.
    Jednak jeśli uważasz, że to coś, co ma charakteryzować Twoje opowiadanie, to jak najbardziej, nie wyrzekaj się tego i rób, co chcesz! To Twoje fanfiction i powiedz mi "Głupia A. PRZESTAŃ, do cholery, wypisywać mi takie rzeczy" i przestanę, obiecuję! xx Można powiedzieć, że zdanie, którego poszukiwałam w poprzednim komentarzu, zostało odnalezione. W jakimś stopniu słowa:" Dziękuję, tato, że kłamiesz" , sprawiły, że główna bohaterka zdobyła kolejne kilka dodatnich punktów w moim rankingu "lubiane czy nielubiane?" :p Zgodzę się także z Kają Kat, że cytat:"Nigdy nie miałam zamiaru się powstrzymywać. Żeby nigdy nie zatracić siebie." kryje w sobie zarodek czegoś wielkiego i to coś mam zamiar obserwować. Jak rośnie, jak się rozwija, jak tworzy fantastyczną opowieść. Wprowadzam się do Twojej historii,
    znajdziesz dla mnie miejsce? :)
    Pozdrawiam
    A.
    ____
    Napisałaś, że nie masz spamowanika, ale możemy próbować. Ja jako tako "próbować" nie będę, bo nie chcę przyćmić komentarza, fabułami do moich opowiadań, które byłyby zbyt długie i prezentowałyby się (moim zdaniem) zbyt nachalanie i odpychająco.Tak więc, podam Ci 3 link do 3 różnych fanfiction (jeden - ostatni, nie jest mój, ale mojej siostry, ale uwarzam, że jest naprawdę godny uwagi, dlatego go podaję :) ) i jeśli będziesz miała ochotę, czas, czy cokolwiek, poczujesz, że możesz i chcesz spróbować poczytać, którekolwiek z ff, to będę szczęśliwa:
    1.http://i-lost-my-direction.blogspot.com/
    2.http://replay-fanfiction.blogspot.com/
    3.http://help-me-if-you-can-niall.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie w modelingu nie są przesadnie wrażliwi na temat ludzkiego ciała - oni po prostu traktują je inaczej; nie jak świątynia, ale jako narzędzie pracy, w dodatku o ściśle określonej konstrukcji.
      Co do gifów - ten blog powstał w głównej mierze dzięki temu, że w internecie są ładne zdjęcia i gify, więc... niestety, nie rezygnuję z nich ;)
      Miejsca mamy tutaj dużo, tylko uważaj, żeby nie potknąć się w progu o stadko kotów.
      xx

      Usuń
  3. Cześć, em mam ważne pytanie... jestem z blog " Promise ?" (zayn-malik-fanfiction.blogspot.com) Dałaś link do tego bloga w zakładkach "wasze blogi". Zawsze przed dodaniem sprawdzam bloga i czytam kilka rozdziałów, by wiedzieć gdzie go przydzielić. Z pierwszych postów zauważyłam, że pojawi się One Direction, ale czytając te trzy rozdziały nic nie wyłapałam. Więc moje pytanie brzmi.. który członek zespołu odegra tu najważniejszą rolę, czy też w ogóle odegra ? Jeżeli nie dodam twojego bloga pod nazwę "Inne". Teraz trochę słów na temat opowiadania. Chwyciło mnie już przy pierwszym rozdziale, bardzo spodobał mi się twój styl pisania. Jest lekki, a zarazem ciekawy i tajemniczy. Oryginalny pomysł, no przynajmniej ja się jeszcze z takim nie spotkałam. Życzę powodzenia w pisaniu i dużooo dużooo czytelników, co nie będą żałowali komentarzy :D

    Pozdrawiam
    Love Your Smile

    Ps. Jeszcze jedno, byłabym bardzo wdzięczna gdybyś kiedyś, jak utworzysz zakładkę "Spam" czy "Wasze Blogi" (nie wiem nawet czy zamierzasz, ale gdyby.. :D), to mogłabyś tam wcisnąć mojego bloga, albo chociaż jakoś go udostępnić, oczywiście nie zmuszam cię do tego. Z góry dziękuję :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, ale ze mnie ciamajda.... źle podałam ci adres bloga. Przepraszam.
      http://zayn-malik-promise-fanfiction.blogspot.com/ to jest prawidłowy, jeszcze raz przepraszam :D

      Usuń
  4. Lenimy się?
    Gdzie rozdział, Marzycielu? Gdzie pytam, bo już kolejny piątek.

    Pyk!

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. mam nadzieję, że tak kropka to nie wielki koniec ! ; o
      xx,

      Usuń