Przygotowywałam się cały ranek pod czujnym okiem Maxa; wysłuchałam
także skromnego wykładu Jess, która krzyczała na mnie przez telefon zza kulis
jakiegoś małego pokazu, na który się dostała. Gratulowałam jej z całego serca i
zapewniłam, że musi mi o wszystkim opowiedzieć, jak tylko się spotkamy. Czyli w
następną sobotę – bo ma bardzo napięty grafik – na finale TopModelUK.
Na podstawie ich rad w mojej głowie utworzyłam sobie zgrabny plan
postępowania:
•
Rób, co mówią.
•
Nie zapominaj, że oni tu rządzą.
•
Ale mimo wszystko nie daj im sobą zawładnąć, bądź otwarta i kreatywna.
•
Jednak nie krytykuj za dużo – inaczej pomyślą, że jesteś niewdzięczna.
•
Mimochodem pochwal reżysera przynajmniej dwa razy.
•
Mimochodem pochwal artystę przynajmniej dwa razy.
•
Uśmiechaj się, jeśli nie będziesz czegoś rozumiała.
•
Pytaj dyskretnie, jeśli nie będziesz wiedziała, co masz robić.
•
Nie panikuj, gdy coś pójdzie nie tak – improwizuj.
•
Pamiętaj, że przede wszystkim jesteś modelką, więc musisz dobrze
wyglądać.
•
Nie narób sobie wrogów, uważaj. O przyjaźniach też zapomnij.
•
Nie opowiadaj o swoim życiu prywatnym, jeśli nie znasz jeszcze nikogo
sławnego.
•
Rozmawiaj o wszystkich sławnych, których nie znasz ,tak, jakbyś znała.
•
Nie nuć piosenek artysty, to może wprowadzić go w schizofreniczne
rejony własnej osobowości.
I najważniejsze:
•
Nie przynieś nikomu wstydu.
Max, widząc moje sponiewierane tenisówki, wręczył mi parę ślicznych
sandałków na obcasie w jasnym kolorze, które jakoś niespodziewanie plątały się
po jego szafie.
- Szczęścia – życzył mi, krzyżując palce.
Miałam nadzieje, że jego zaklęcie zadziała.
Miejsce, gdzie kazano mi się stawić wczesnym rankiem, okazało się być
jednym z tych wielkich, katalogowych domów, które dane mi było oglądać tylko i
wyłącznie przez szybę telewizora, kartę czasopisma albo kraty ogrodzenia. Nigdy
nie sądziłam, że będę miała okazję spoglądać na jeden z tak bliska. Nigdy nie
sądziłam też, że jakiś uprzejmy pan w szarym kubraczku otworzy dla mnie furtkę
i uśmiechnie się ciepło. Nie spodziewałam się, że dane mi będzie iść wzdłuż
otoczonego klombami róż podjazdu, a potem wspinać się po marmurowych schodach.
Nie przypuszczałabym nawet w najśmielszych marzeniach, że będę mogła złapać w
dłoń mosiężną kołatkę i zastukać trzykrotnie, a po chwili znaleźć się w środku.
- Co ty wyprawiasz?
Czar prysł. Odwróciłam się tak gwałtownie, że moja stopa
niebezpiecznie zachybotała w beżowych sandałkach na obcasie. Max nie chciał,
niestety, przyznać się, co robiły na dnie jego szafy.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się niemrawo, nie bardzo wiedząc, co
robić.
- Nowa? To widać. Chodź, zaprowadzę cię do charakteryzatorni.
Pracujemy tylko na tyłach, nie mamy zamiaru przeszkadzać nikomu z właścicieli –
przestrzegła mnie ciemnoskóra kobieca postać, dzierżąca dumnie w dłoniach
czarną teczkę, a z tylnej kieszeni jej bardzo obcisłych dżinsów wystawał
niedyskretnie długopis. Zdążyłam się już nauczyć, że ludzie z teczkami w
dłoniach są kompetentni i pomogą ci, jeśli się zagubisz – co prawda niechętnie,
ale zawsze to lepiej mieć przy sobie kogoś, kto wie, co się dzieje.
- A ty jesteś…? – mówiła z dziwnym akcentem. Przeciągała samogłoski
jak ludzie z południa, ale syczała przy każdym „s” jak wschodni Europejczycy.
- Jestem Ines – odpowiedziałam wesoło, próbując zrównać się z nią
krokiem. Nie było to łatwe zadanie, bo w swoich butach drobiłam jak gejsza, a
ona nosiła wygodne emu, które, przysięgam, dodawało jej prędkości, gdy ślizgała
się po wilgotnej trawie.
- Miło cię poznać – powiedziała takim tonem, jakby w ogóle nie było
jej miło – ale pytałam raczej o to, co tutaj robisz?
- A – mruknęłam cicho, czując się jak idiotka – Mam wystąpić w
teledysku. Jestem dziewczyną…
- …którą ściągnął nam na głowę Borrell – dokończyła, notując coś w
papierach opartych profesjonalnie o czarną teczkę – Młodą, nieznaną, w ogóle
niedoświadczoną…
- To… nie było miłe.
- Nie miało być. Wybacz – dodała mimo to – czasem zapominam się, że
kiedy chce się pracować dla znanych, trzeba tolerować ich wybryki.
- Jestem wybrykiem? – nie wiem dlaczego ją wypytywałam; wcale nie
chciałam znać odpowiedzi.
- Raczej zachcianką – widocznie bardzo poważnie przyłożyła się do
studiów nad skomplikowaną osobowością znanego muzyka - Ale nie martw się – posłała mi przez ramię
półuśmiech – Wszystkie szybko mu cię nudzą. Jest na niego łatwy sposób; poddaj
się, gdy zacznie cię napastować – poradziła mi - To nieuniknione.
- A… ha – starałam się, by brzmiało to beztrosko, chociaż w mojej
głowie chór potępieńców zawodził głośno „Co ty tu robisz? Co ty tu robisz? Co
ty tu robisz?” – w dwugłosie i kanonie. Tak w kółko.
Moja czarnoskóra koleżanka, która nawet nie raczyła się przedstawić,
chciała zostawić mnie przed kempingową przyczepą, nazwaną wyniośle
„charakteryzatornią”, ale powstrzymałam ją, łapiąc szybko jej ramię.
- Możesz mi dać też jakieś dobre rady odnośnie tego, co mam robić? –
zapytałam z nadzieją, ignorując jej pełne jawnej niechęci spojrzenie.
Zmierzyła mnie od stóp do głów, jakby sprawdzała, czy chociaż jestem
warta zachodu, a potem, nie zmieniając ani o drgnienie mięśnia wyrazu twarzy,
powiedziała cicho:
- Nie daj się stłamsić ani jemu, ani reżyserowi – wzruszyła ramionami
– I wczuj się w tę grę, jakakolwiek by nie była.
- Nie daj się, racja – powtórzyłam, oddychając głęboko i rozluźniając
uścisk – Wczuj się, też prawda – mamrotałam jeszcze, otwierając sobie drzwi.
W programie widziałam już wielu artystów, specjalistów i wizjonerów od
sprawy makijażu, więc byłam pewna, że w tej branży nie zdziwi mnie już nikt.
Nie przejęłam się wygoloną brwią Trixie, ulubionej wizażystki Borrella, nie
zaskoczyła mnie jej krótka, wyzywająca fryzurka zafarbowana na jaskrawy blond,
ignorowałam nawet palonego przez nią namiętnie eko-papierosa, póki nie zbliżała
się z nim do moich włosów. Martwiłam się tylko tym, co będzie ze mną robić, a
ona wręczyła mi jakieś czerwone ubranko i kazała się przebrać, ot tak. Potem
usadziła mnie na krześle, wyszczotkowała mi włosy, podkręciła końcówki,
traktując je delikatnie lakierem i oświadczyła, że bierze się za makijaż. Tutaj
zaczęłam się martwić – nie znałam jeszcze całkowitej wizji teledysku, ale
ubrana byłam w spódniczkę w szkocką kratę i czerwony sweterek z białymi
mankietami; wyglądałam jak szesnastoletnia uczennica i gdyby Trixie mocno
podkreśliła mi usta lub oko, stałabym się, Boże, Lolitą albo kimś takim, równie
nieeleganckim i wulgarnym. Chociaż może powinnam powiedzieć… ekscentrycznym. I
może powinnam się do tego przyzwyczaić.
A Trixie po prostu nałożyła mi błyszczyk i umalowała rzęsy tuszem. Co
prawda sporej ilości pudru na mojej twarzy nie podarowała, ale zapewniała, że
to po to, by moja twarzyczka nie błyszczała się w kamerze. Więc ostatecznie
wyglądałam jak… szesnastolatka. A miałam dziewiętnaście!
- Co dzisiaj gramy? Wieczorynkę? – mruknęłam do siebie, ale dziewczyna
chyba mnie usłyszała, bo posłała mi w lustrze przepraszający uśmiech.
- Powinnaś się cieszyć. To twój pierwszy raz, fajne przeżycie.
Nie mogłam się powstrzymać:
- Mój były chłopak też tak powtarzał.
Teraz już głośno parsknęła śmiechem.
- Jesteś silna – stwierdziła, otwierając przede mną drzwi – Poradzisz
sobie.
Fajnie, że wszyscy poza mną byli o tym przekonani.
- Max?
- Jak sobie radzisz, maleńka? – odezwał się wesoło.
- Max, ja tutaj zwariuję.
- Co się dzieje?
- Przez półtorej godziny tarzałam się właśnie w wysokiej trawie,
ubrana w kusą spódniczkę i podkolanówki – wyszeptałam szybko, chowając się za
charakteryzatornią.
- Hej, Ines, jesteś pewna, że kręcisz teledysk a nie film porno? –
śmiał się głośno.
- Zamknij się – zbeształam go – To wcale nie jest zabawne. Nie mam
pojęcia, co robić i okazuje się, że im bardziej jestem zagubiona, tym bardziej
ten wariat, Paolo, jest ze mnie zadowolony!
- Jaki Paolo?
- Reżyser, głąbie! Paolo to reżyser!
- Okej, Ines, weź głęboki wdech i przestań mnie wyzywać, to ci w
niczym nie pomoże…
Wiedziałam o tym. Po prostu za bardzo to lubiłam.
- Idzie ci źle?
- Nie – przyznałam niechętnie.
- To o co chodzi? – dziwił się.
- Idzie mi dobrze. A ja nie wiem, dlaczego idzie mi dobrze!
- Okej – westchnął ciężko, najwyraźniej nic nie rozumiejąc – Może
zachwycasz ich samą swoją urodą? Albo pokochali twój niewyparzony język, tak
jak producenci TopModel?
- Zamknij się, Max – powtórzyłam jeszcze raz, uważnie cedząc słowa
przez zęby – To mój pierwszy występ w teledysku. Pomijając fakt, że jakoś
dziwnie mnie ubierają i cały czas są uśmiechnięci… Nie, nie pomijajmy niczego –
skrzywiłam się – Max. Ja. Nie. Wiem. Co. Mam. Robić.
- Rób to, co dotychczas, skoro ci wychodzi…
- Ale…
- Przestań, Ines. Niepotrzebnie panikujesz. Nie masz się co martwić.
Może nie są ci pisane błędy na starcie skomplikowanej wędrówki, jaką będzie
ogromna kariera…
- Jest zbyt łatwo, zbyt łatwo.
- To tylko teledysk, maleńka. Nie będą od ciebie wymagać niemożliwego.
Obawiam się, że to nie jest jeszcze ten etap.
- Więc co mam robić? – zapytałam ostatni raz, kompletnie zbita z
tropu.
- Daj się temu ponieść – poradził mi prosto – Ciesz się tym.
Zostałam przebrana w długą, zwiewną sukienkę, a na głowę wciśnięto mi
ciemny kapelusz i usadzono mnie na tarasie wielkiego domu. Paolo zdawał się być
niesamowicie uradowany tym, że dołączył do nas nareszcie Borrell i JEGO teledysk
mógł zostać nakręcony z JEGO udziałem. Kto by się spodziewał…
- Cześć, złotko – wyszczerzył się do mnie i nim zdążyłam jakoś
zareagować, złapał mnie za ramiona i ucałował w oba napudrowane policzki – Jak
się bawisz?
Milczałam. Johnny miał na sobie ciemne spodnie, ziemisty podkoszulek i
kapelusz: koniec stylizacji. Na twarzy błyszczał odpowiedni podkład i… tak, na
ustach była pomadka, na pewno! Przypomniałam sobie ponurą twarz czarnoskórej
„koleżanki” i słowo „zachcianka” zaczęło łomotać nieznośnie o moją potylicę.
Tylko ogromna siła woli powstrzymywała mnie od skrzywienia się.
- Całkiem nieźle – skłamałam, wzruszając nonszalancko ramionami;
jakbym całe życie występowała w teledyskach, a wszystkie te duble tylko mnie
nużyły – Jak było w… gdziekolwiek właśnie byłeś?
- Łóżko – poinformował mnie i mogłabym przysiąc, że patrzył wtedy tak
bardzo dwuznacznie... Albo to moja chora psychika doszukiwała się wszędzie
drugiego dna. – Tak – stwierdził po chwili – Było w nim miło. Przytulnie.
Ciepło.
- Więc przykro mi, że wasz romans nie miał szans na rozkręcenie się do
wieczora – pokiwałam smutno głową – Może jeszcze się zejdziecie. Jakoś. Kiedyś.
- Dzięki za wiarę, em…
- Ines – przedstawiłam się, wyciągając do niego szczupłą dłoń – Miło
mi, znowu.
- Johnny.
I wtedy Paolo ryknął:
- Możemy zaczynać? Bien? Okej, let’s get the party started!
Uśmiechnęłam się mimowolnie, widząc, jak krzywi się przy każdym
wypowiadanym słowie. Biedaczek, chyba jeszcze nie zdecydował, z którego
modnego, europejskiego kraju właściwie jest.
- Może wyjdziemy w połowie na późny lunch? – zasugerował mi Borrell po
pół godzinie współpracy.
- Nie możemy, płacą mi w pełnym wymiarze godzin – nauczyłam się
świetnie odgrywać rolę kokietki, której w ogóle nie zależy.
- Ja ci płacę – wzruszył ramionami i posłał mi tak zniewalający
uśmiech, że parsknęłam śmiechem – Ja ustalam wymiar godzin. Poza tym, chyba już
to mamy, nie?
Fakt. Scenka była krótka; mieliśmy się tylko powdzięczyć trochę
wspólnie przed kamerą i właściwie już trzecie ujęcie było w porządku – w
pierwszym wstydziłam się dotknąć Johnny’ego; w drugim okazało się, że muszę
zdjąć szpilki, bo jestem za wysoka. Trzecie było dobre, ale Paolo chciał mieć
jeszcze trochę taśmy w zapasie:
- Gdyby montażysta pomylił się i coś sknocił.
- Dobra, co proponujesz? – zmrużyłam oczy w jasnych promieniach
nieśmiało spoglądającego na nas zza chmur słońca.
- Coś zaimprowizujemy – ucieszył się.
I porwał mnie na pięciogodzinny maraton po okolicznych knajpach,
pubach i barach – każdy z nich wyglądał gorzej i jeszcze bardziej odstręczał
klientów. Ale Borrell śmiał się, podrywał mnie i opowiadał o sobie w taki
sposób, że nie dziwiłam się tabunom gwiazd, które widywano u jego boku. Miał
osobowość szołmena, a jednocześnie patrzył na ciebie i wypytywał delikatnie,
jak dobry, stary znajomy, którego przypadkiem spotkało się w spożywczym.
Zadziwiał mnie swoją otwartością, rozumiał, dzięki Bogu, moje kiepskie żarty i
zdawał się nie przejmować faktem, że zupełnie nie mam pojęcia, jaką muzyką się
zajmuje. Stwierdził, że byłam dla niego miłą odmianą po „rozszalałych fankach,
napalonych reporterkach i niewdzięcznych gwiazdeczkach ze śmietnika, które
pragną uszczknąć rąbka jego sławy”, cytat dosłowny. Patrzył na mnie w tamtym
momencie w ten niepokojący sposób, a gdzieś z tylu głowy migotała mi czerwona
lampka z olbrzymim napisem KARIERA. Dobrze, że zrezygnowałam z drinków, które
mi proponował i grzecznie raczyłam się sokiem pomarańczowym, bo inaczej
całkowicie bym się – JEMU – poddała.
Na szczęście mój trzeźwy rozum nie doprowadził mnie na zakończenie
dnia do sypialni Borrella. Za to skierował kroki do okolicy mieszkania Maxa. I
chociaż uparłam się, że nie ma sensu, żeby się ze mną pałętał, że jestem dużą
dziewczynką, że on powinien odpocząć i że przecież możemy się jeszcze spotkać,
więc po co tak melodramatycznie kończyć dzień dzisiejszy?, Johnny odprowadził
mnie aż pod drzwi. I uśmiechnął się szeroko, gdy powiedziałam, żeby wybił sobie
z głowy całusy na dobranoc i że jestem porządną dziewczyną. Nie odgrażał się,
na szczęście, że jeszcze kiedyś mnie dorwie i będę cała jego.
Czułam się zagubiona, kiedy wspinałam się wolno po klatce schodowej.
Nie wiedziałam, co mam myśleć. Borrell cały dzień mnie podrywał, po czym
grzecznie przystał na propozycję nieśmiałej przyjaźni, którą niemo składałam mu
właściwie z każdym prawionym przezeń komplementem. Pozwolił mi decydować
dzisiejszego wieczoru, ale czy… czy przypadkiem nie chciał uderzyć we mnie ze
zdwojoną siłą przy następnej okazji? Wiedziałam już, kiedy miała nastąpić –
dostał się jakimś cudem na finały TopModelUK. Boże, czy wszyscy tam będą?!
Znalazłam się w mieszkaniu i już po chwili głowa mojego najlepszego
przyjaciela, wyłoniła się z salonu.
- Jak było? – zapytał, uważnie studiując moją całą sylwetkę – I
dlaczego tak długo?
Uśmiechnęłam się jakoś tak niemrawo; nie mogłam się zdecydować, czy
jestem szczęśliwa, czy zakłopotana, czy może oburzona faktem, że słynny muzyk,
jak to muzycy mają w zwyczaju, nie rzucił się na mnie i nie zaproponował
romansu.
- Borrell zabrał mnie na miasto – odpowiedziałam prosto.
Zamarł na chwilę, marszcząc brwi.
- Dobierał się do ciebie? – zapytał cicho, jakby Johnny mógł w każdej
chwili wyskoczyć zza drzwi i skrytykować go za pochopne ocenianie – On bardzo
lubi zabawiać się krótko z młodszymi dziewczynami…
- Wiem, cała ekipa mnie o tym poinformowała – znowu przypomniałam
sobie słowo „zachcianka” i skrzywiłam się nieznacznie – Ale nic mi nie zrobił –
zapewniłam szybko Maxa, żeby źle nie odczytał nerwowości mojej mimiki –
Podrywał mnie, tak. Ale… tyle. Taki niewinny flirt o ósmej wieczorem.
Milczał, gdy zdejmowałam wysokie buty i ściągałam płaszcz z ramion.
Tylko marszczył brwi i udawał, że głęboko się nad czymś zastanawia. A kiedy w
końcu wybuchnął – gdy prawie wbiegłam do kuchni w poszukiwaniu porządnej,
mocnej, słodkiej herbaty – nie dał mi dojść do słowa:
- Nie podoba mi się to. Znaczy… możemy to rozważać dwojako. Skoro
mianowałem się niedawno twoim oficjalnym menadżerem, ponieważ głęboko wierzę w
to, że jestem zdolny do piastowania tego zaszczytnego stanowiska, a ty jesteś
zdolna do piastowania… jeszcze bardziej zaszczytnego stanowiska i tylko kwestią
czasu jest, aż podbijesz świat modelingu a może i całej rozrywki, pozwolę sobie
rozważyć kwestię zainteresowania tobą przez znanego muzyka w pozytywach:
pokazywanie się z nim może ci przysporzyć rozgłosu. Jeśli będziesz się pojawiać
na zdjęciach, ludzie zaczną cię zauważać – ciągnął, obserwując mnie uważnie
spode łba – zaczną się zastanawiać, zaczną szperać i się interesować, a to
znaczy, że staniesz się jedną z częstszych osób googlowanych w Wielkiej
Brytanii.
Prychnęłam, przerywając mu.
- Za daleko zmierzają twoje senne mary – wyjaśniłam, gdy posłał mi
nachmurzone spojrzenie.
- Może to twoje nie sięgają zbyt wysoko? – odparował natychmiastowo,
jakby od dłuższego czasu przygotowywał się na tą ewentualność.
- Będziemy się teraz o to…? – ale nie dokończyłam, bo odezwał się mój
telefon: - Halo? - patrzyłam na rozdrażnionego Maxa, siedzącego przy kuchennym
stole; ja sama opierałam się biodrem o blat. W dłoni trzymałam kubek, który
odłożyłam natychmias, gdy tylko mój rozmówca się przedstawił.
- Nabierasz mnie? – wykrztusiłam, widząc, jak na czole Maxa pogłębiają
się zmarszczki – Oczywiście… tak… tak… wyślij mi szczegóły smsem…
Po rozłączeniu przez długie trzy sekundy nie mogłam dojść do siebie.
- Kto dzwonił? – niecierpliwił się mój przyjaciel.
Podniosłam na niego wzrok, rezygnując z szukania odpowiedzi na szalone
pytania w podłodze. Pokręciłam głową, sądząc, że i tak mi nie uwierzy.
- No? – ponaglił mnie – Mam sprawdzić twoje połączenia przychodzące?
Mimowolnie prychnęłam i ten jeden dźwięk pozwolił mi znowu wrócić do
rzeczywistości.
- Kto dzwonił?! – on prawie krzyczał, a ja z trudem zdołałam
wykrztusić:
- Zayn Malik.
------
czuję się nieoficjalną mistrzynią przeciągania pojawienia się głównego bohatera w opowieści, yolo.
No dobra dziewczyno! Teraz to już czekam na Zayn a z jeszcze większą niecierpliwością! :)
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, to strasznie, ale to strasznie podoba mi się płynność z jaką piszesz. Nie mogę oderwać oczu od ekranu, czytając twoje opowiadanie :)
A no i jeszcze jedno, na prawdę nie kłamałam, twierdząc, że te linijki mnie zachęciły do przeczytania twojego bloga:)
Czekam na kolejny rozdział z ogromną niecierpliwością! :)
Ściskam Xx
CAROL<3
http://sc-soclose-1d.blogspot.com
dzięki za wiarę we mnie, doceniam to <3 teraz mam jeszcze większego stresa, żeby nie zrobić z tego szui. ; d
Usuńxx,
Tak.
OdpowiedzUsuńTak, tak, tak!!
Cofam swoje niepokoje i paranoje spod poprzedniego rozdziału. Widać, że masz plan i wiesz jak powoli doprowadzić nas do szału. Mnie przynajmniej, bo aktualnie mogę myśleć tylko o tym kiedy będzie następny. Właściwie nie znamy podejścia Ines do chłopców z 1D i to również mi się podoba - to już ósmy rozdział, a nadal masz tyle kart do odkrycia. Gratulacje!
aloha,
Usuńmimo wszystko dzięki za niepokoje - paranoje z poprzedniego komentarza. trochę pomogły ogarnąć chaos w mojej psychice.
pozdrawiam już działający komputer, xx
Po co rozsyłasz ludziskom linki? I to w podwójnie? Znaczy uważasz, że ktoś nie ogarnia pierwszego linku? Ale jak nie ogarnia pierwszego to i z drugim marne szanse... tak tylko mówię. Także może daruj sobie? Czy coś...
OdpowiedzUsuńeeeeeee, takie hobby . czerwony wykrzyknik po prawej wyjaśnia combo .
UsuńCiekawe czydatełko. Wkrótce napiszę więcej
OdpowiedzUsuń* czytadełko, : O
Usuń46 year old Software Consultant Rycca Blasi, hailing from Manitou enjoys watching movies like Joe Strummer: The Future Is Unwritten and Gambling. Took a trip to Mausoleum of Khoja Ahmed Yasawi and drives a Savana 3500. mozesz dowiedziec sie wiecej
OdpowiedzUsuń