piątek, 31 października 2014

XIII - let your heart decide.

Schrzaniłam na całej linii.
Byłam nieostrożna i dopuściłam się jednego z podstawowych błędów, przed którymi gdzieś tam na początku, podczas wspólnie pijanych porannych kaw przestrzegał mnie Max. Dałam się sfotografować niewłaściwej osobie w niewłaściwej sytuacji z niewłaściwą osobą, kiedy właściwie - dla odmiany - nie robiłam nic głupiego. Po prostu złe ujęcie, zły kąt nachylenia, moja optycznie skrócona sylwetka i dziwny wyraz twarzy - mało tego, nachylona blisko mojej szyi uśmiechnięta twarz pijanego Bobby'ego i głupi podpis.
Na szczęście nie był to żaden regionalny dziennik, ale facebook.
- Nie wierzę - wzdychał Max, przeglądając dwa dni później zdjęcia z imprezy - No po prostu nie wierzę. Boże, czy ty to widzisz? - wzdychał, kręcił głową, mruczał coś do siebie i co jakiś czas zerkał na wyświetlacz telefonu - Jak mogłaś na to pozwolić? Wiesz, że to zdjęcie może się kiedyś na tobie zemścić?
Wzruszyłam ramionami nawet nie zwracając na niego uwagi.
- Stało się - poinformowałam go prosto, bo nie robiło to na mnie wrażenia. Nagle zaprzestałam starannego zmywania naczyń i zapatrzyłam się w okno na ociekające deszczem ulice.
Czy nadawałam się na modelkę, jeśli w ogóle nic związanego z modą i show-biznesem mnie nie obchodziło? - ta myśl pojawiła się w mojej głowie tak nagle, że rzuciłam wszystko i usiadłam na kuchennym krześle, żeby móc lepiej się skupić, wytrzeszczając oczy na bielutką ścianę.
Szybko podliczyłam spędzone poza domem tygodnie - miesiące - i zastanowiłam się, czy kiedykolwiek przejęłam się chociaż jednym z tych elementów, o które notorycznie, bezustannie martwił się Max.
Odpowiedź była prosta - nie.
Dlaczego chciałam zostać modelką? Bo nie miałam lepszego pomysłu na życie. Dlaczego przetrwałam w TopModel? Bo jakimś cudem moja naturalna nieudolność pozwoliła mi wmówić światu, że jestem wyjątkowa. Dlaczego Borrell wybrał mnie do teledysku? Bo przypominałam mu ubiegłowieczne gwiazdy. Dlaczego Anthony wybrał mnie do zdjęć? Bo wpadłam na niego, dosłownie. Dlaczego Zayn się ze mną spotykał? Bo byłam wariatką, proste.
Nigdy, uświadomiłam sobie z bólem, nie próbowałam na serio zainteresować się modą, chociaż lubiłam przeglądać kolorowe czasopisma albo wertować sterty ubrań w sklepie taty. Ale tego nijak nie można było nazwać "high fashion", gdzie próbowałam się dostać. Albo gdzie Max próbował mnie wrzucić. Albo gdzie Borrell starał się mnie wkręcić, a Tony wkupić.
Spojrzałam na swojego przyjaciela jak z prawdziwym cierpieniem ogląda kolejne fotki, na których wygląda źle - biedaczek, dał się wciągnąć w zabawę jakiemuś Justinowi i cały następny dzień spędził z bólem głowy, brzucha i serca. Zadziwiał mnie: momentami wydawał się być chłodnym profesjonalistą, a kiedy przychodziło co do czego, poddawał się fali tak, jak to robiła większość. Jakby czasowo wyłączał myślenie.
A potem cierpiał na własne życzenie.
Stłumiłam westchnienie i nagle poczułam nieodpartą chęć porozmawiania z kimś, kto by mnie zrozumiał. Komu mogłabym opowiedzieć o chaosie w głowie urywanymi wypowiedzeniami, a kto umiałby to przetworzyć na zdania złożone z okolicznikami miejsca i dopełnieniami bliższymi.
- Czy Jessica zostawiła nam adres? - poderwałam się z krzesła tak nagle, że Max podskoczył na swoim miejscu po drugiej stronie blatu.
Spojrzał na mnie ponuro i ostentacyjnie kliknął Enter.
- A co? - zapytał, unosząc brew.
Przewróciłam oczami. Myślałam, że jego skacowany, zdradzony humor będzie się polepszał, podczas gdy z każdą godziną Max zapadał się w jeszcze większy psychiczny dołek.
- Chcę jej wysłać porcję indyka na święto dziękczynienia - powiedziałam, ruszając do przedpokoju.
- W Anglii nawet nie obchodzi się tego święta! - zbeształ mnie, odchylając się na krześle, by jak najdłużej móc śledzić mnie wzrokiem.
- Głupio pytasz, więc głupio odpowiadam - założyłam czarny płaszcz, który ostatnio pozwolono mi zabrać z sesji. Nie była to Chanel ani nawet zwykła Bershka, ale zawsze lepiej jest mieć płaszcz gratis niż nie mieć żadnego, nie?
- Nie zostawiła - skapitulował, opadając ponownie na krzesło - Zadzwoń do niej albo coś. Pozdrów Zayna.
Zmarszczyłam brwi na nagłą wzmiankę o nim. Max Chyba naprawdę czuł się podle po tej całej imprezie, skoro desperacko próbował zainteresować się czyimkolwiek związkiem, byle nie swoim. Który był… Nie był. Ha, w tym właśnie tkwił problem.
- Dziękuję - powiedziałam niepewnie, spoglądając na niego zza progu - Jak chcesz to mogę zostać i możemy...
- Nie trzeba - uciął  krótko. Miałam nadzieję, że otworzy się, kiedy przejdą pierwsze objawy kaca, ale najwyraźniej jego ból schowany był jeszcze nieco głębiej.
Problemy mojego najlepszego przyjaciela były dla mnie ważne, ale teraz istotniejszą sprawą wydawało mi się znalezienie Jessici. Czemu wcześniej nie przejęłam się nieodbieranymi telefonami? Czemu nie zmusiło mnie do działania jej nagłe wyprowadzenie się i zerwanie kontaktu... ze mną? - bo Max utrzymywał, że regularnie pisują smsy. Okropna ze mnie przyjaciółka, nie ma co.

Przestało padać, za to wciąż jeszcze było chłodno, kiedy metrem próbowałam się dostać na drugi koniec miasta. Jednak wybłagałam u Maxa adres, ale pozostawał on nieścisły - tylko ulica. Żadnego numeru mieszkania.
Może to były tylko jakieś moje głupie obawy? Może niepotrzebnie utrudniałam sobie wyobrażenie rzeczywistości? Może Jessica nie potrzebowała numeru mieszkania, bo z dnia na dzień stała się milionerką i zamieszkała w domku jednorodzinnym albo wynajęła dla siebie całą kamienicę? Albo ulicę? Albo kupiła wyspę?
Okolica była szara, smętna, jednakowa z każdej strony. Rzędy takich samych budynków z czerwonej cegły nie wyglądały ani trochę zachęcająco; ich ogródki były martwe, a okna brudne. Życie, nawet jeśli kiedykolwiek się tutaj pojawiło, dawno postanowiło chyba uciec jak najdalej, bo po chodniku nie przechadzały się nawet drobnoustroje, przysięgam.
Gdybym była inteligentniejsza albo potrafiła myśleć logicznie, przyczynowo - skutkowo, pewnie wzięłabym nogi za pas i więcej się w takim miejscu nie pokazała. Nie dość jednak, że nie miałam oleju w głowie, to byłam uparta i rzadko zawracałam z raz obranej ścieżki, dosłownie.
Brnęłam przez osiedle, starając się wyglądać niemal tak samo martwo jak cała reszta otaczającego mnie świata. Szare chmury wiszące nad moją głową tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że nigdy nie był to najszczęśliwszy zakątek ziemi. Kamienie zgrzytały pod moimi nogami, wiatr świszczał, ocierając się o kurtkę i nawet duch nie raczył się pokazać.
Minęłam tak cztery posesje, siedem, jedenaście i wreszcie zdecydowałam się zadzwonić.
Jessica nie odebrała.
Odwróciłam się nagle. Miałam wrażenie, że usłyszałam czyjś głos po drugiej stronie ulicy, ale nie dostrzegłam tam absolutnie nic.
Max nie odebrał.
Przyspieszyłam kroku. Nie wiem, czego się obawiałam - kto mógł mnie zaatakować na odludziu? Miałam jedynie nadzieję, że biednej Jess nie spotkało kiedyś wcześniej to samo. Doskonale potrafiłam sobie wyobrazić jak w panice przyspiesza krok, jak rozgląda się dookoła, zaniepokojona i wreszcie jak ucieka przed oprawcą. Ugh, powinnam odstawić na jakiś czas kryminały.
Plusem mojej obecnej pracy był fakt, że na życie miałam coraz mniej czasu, dlatego wszystkie horrory poszły w odstawkę - co pozwoliło mi wyeliminować z obrazu uciekającej Jessici piły łańcuchowe, zombie i krew.
Sprawdziłam godzinę na wyświetlaczu telefonu, a potem szybko napisałam do Zayna: Kawa?
Po kilku sekundach otrzymałam odpowiedź: Nie dam rady wyrwać się ze studia...
Nie ma sprawy - odpisałam, zezując niepewnie na boki - Poproś tylko ochroniarza, żeby mnie wpuścił.

Musiałam być bardzo ostrożna, dlatego po drodze do wielkiego budynku wytwórni zaopatrzyłam się w najdłuższy szalik, jaki udało mi się dostać. W zamierzeniu miał mnie on ukrywać przed wścibskimi fanami, ale chyba znowu się przeliczyłam - nieważne ile zdjęć zrobił mi już Tony, wciąż mogłam tylko pomarzyć o rozpoznawalności Kate Moss czy Naomi Campbell.
Rany, kiedy ja zrobiłam się taka próżna?
Zostałam zatrzymana trzy razy, każdorazowo przez innego umundurowanego i każdemu z uroczych panów zmuszona byłam podać swoje dane personalne i okazać dowód tożsamości - dopiero wtedy zaczęli się do mnie uśmiechać. Jeden nawet zrezygnował z przeszukania wszystkich moich kieszeni - jakby w tak ciasnych spodenkach można było ukryć cokolwiek.
Ostatni z ochroniarzy okazał się być bardzo pomocny i grzecznie zaprowadził mnie na górę, zerkał jednak na mnie niepewnie, jakbym przyszła ukraść stąd Zayna, a nie po prostu się z nim zobaczyć. Próbowałam wzrokiem dać mu do zrozumienia, że jestem grzeczną dziewczynką.
Nie widziałam Malika od czasu niesamowitej imprezy, którą skończyliśmy rozjazdem - ja ruszyłam taksówką do swojego mieszkania, nieporadnie tłukąc ze sobą Maxa; na niego czekała czarna, wielka maszyna, prowadzona przez jakiegoś gbura. Poza moim wybrykiem z ostentacyjnym naznaczaniem swojej własności, nie doszło między nami do niczego. Nie byłam pewna, czy powinno mnie to martwić, ale kiedy tylko wczorajszego ranka odczytałam kilka jego smsów, pewnie stwierdziłam, że nie.
Może przejęłabym się bardziej pierwszym pojawieniem się w miejscu pracy mojego... Zayna, gdyby akurat głowy nie zaprzątało mi tysiące pytań dotyczących najlepszej przyjaciółki. Im dłużej się nad tym rozwodziłam, tym podlej się czułam. Jak mogłam pozwolić na zerwanie z nią kontaktów? Z Jess, która nauczyła mnie z Maxem praktycznie wszystkiego?!
Ochroniarz zostawił mnie na końcu jakiegoś korytarza i kazał mi czekać, więc zaczekałam. Minutę, dwie, pięć, och, czas okropnie mi się dłużył. Cudem wydostałam się z kilometrowego szalika i nerwowo zaciskałam go teraz w dłoniach.
- Cześć - pojawił się; zabawne, wyszedł z drzwi po lewej, ochroniarz zniknął w drzwiach z prawej. Uśmiechnęłam się niepewnie, czując skurcz w żołądku:
- Cześć - powiedziałam cicho, mając nadzieję, że się nie rumienię. Za każdym razem zaskakiwało mnie, jak mógł wyglądać tak dobrze.
Złapał mnie szybko za rękę i pociągnął w trzecie drzwi, brązowe, ze złotym numerem dwieście jedenaście. Był to chyba jeden z tych pokoi, które buduje się tylko po to, by... móc się pochwalić, że ma się dużo pokoi. Ściany miał pokryte boazerią, na podłodze biała wykładzina, nie ma okna, za to są trzy ogromne postery jazzowych wykonawców i ogromna lampa zawieszona u sufitu, w stylu art deco.
- Nie masz kawy - zauważył Zayn inteligentnie, siadając na jednej z trzech czarnych kanap, kiedy ja jeszcze rozglądałam się po niewielkim pomieszczeniu. Odwróciłam się w jego stronę i wzruszyłam ramionami.
- Wypiłam w drodze. Za długo się tutaj idzie. Nie sądziłam, że... - nie dokończyłam, pokręciłam głową, przysiadając obok niego. Ale w bezpiecznej odległości. Udawałam, że wcale nie widzę jego półuśmiechu.
- Myślałam, że takie pokoje istnieją tylko w filmach - zaczęłam odkrywczo, zaciskając dłonie na szorstkim materiale szalika.
- Jakie?
- Bez konkretnego przeznaczenia - wyjaśniłam.
Jakimś cudem zdołałam się powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego, gdy przysunął się do mnie, muskając dłonią moje przedramię.
- Jesteś zabawna - powiedział nagle, a ja niechętnie podniosłam na niego wzrok - Niedawno byliśmy razem na imprezie, pamiętasz?
Skrzywiłam się nieznacznie.
- Ciężko powiedzieć, że byliśmy razem. Weszliśmy tam osobno i...
- Ale byliśmy tam razem - zripostował szybko - I wyszliśmy razem.
- No, prawie małżeństwo - nie mogłam powstrzymać się od głupiego komentarza, to było silniejsze ode mnie.
- Jesteś zabawna - powtórzył, łapiąc mnie mocno za rękę. Zamarłam na chwilę, a on zaczął kciukiem kreślić małe kółeczka na mojej skórze - Jednego dnia jesteś zazdrosna o moją byłą i rzucasz się na mnie, a następnego udajesz, że...
- Jestem po prostu… - przerwałam mu szybko, wzdychając ciężko, gdy szukałam odpowiedniego słowa: - zawstydzona - przyznałam cicho.
Zaśmiał się krótko, ścisnął mocniej moją dłoń i pociągnął, bym odwróciła się w jego stronę.
- Podoba mi się to – zapewnił, odsuwając mi niesforny kosmyk z twarzy i chowając go za ucho – Bardzo mi się to podoba.
- Wiedziałam – westchnęłam, kręcąc wolno głową – Ja tutaj mówię, że stresuję się wszystkim związanym z tobą, a ty nic sobie z tego nie robisz i stresujesz mnie jeszcze bardziej – złapałam jego dłoń, gdy zaczął opuszkiem palca sunąć wzdłuż mojego policzka i powstrzymałam go. Podniosłam oczy i uśmiechnęłam się krzywo – Dzięki.
- Nie ma problemu – z łobuzerskim uśmiechem złączył nasze dłonie i ścisnął, przysuwając je do siebie - Więc... chciałabyś porozmawiać? - parsknął śmiechem, wyczytując odpowiedź w moich oczach - Nie. Oczywiście, że nie.


6 komentarzy:

  1. Dopiero wczoraj trafiłam na twój blog i jestem nim oczarowana, niby gdzieś tam pojawiają sie członkowie zespołu 1D (nie bardzo go lubię, a blogów nim wręcz nie znoszę) to jest to wplecione bardzo umiejętnie. Postacie są bardzo fajnie dobrane no i tematyka tez niczego sobie. Będę czytać dalej, niecierpliwie czekam na nowy rozdział. Pozdrawiam M

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba zakochałam się w twoim charakterze pisania, dodajesz bardzo dużo różnych słów, co się przyjemnie czyta. wystarczy tylko kilka reklam na znanych blogach i myślę, że liczba komentarzy wrośnie ! powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj!
    Mam przyjemność zaprosić Cię na nowo powstałą szablonarnię!
    Może znajdziesz coś dla siebie :)
    http://bajkowe-szablony.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń